Wiecie jak nazywam autyzm? Spektrum sprzeczności. To, co przeżywają wewnętrznie autyści jest nieustannym lawirowaniem między dwoma biegunami, które się wzajemnie wykluczają.
Wyobraź sobie, że bardzo chce ci się pić, tak bardzo, że to pragnienie sprawia fizyczny ból. Obok jest dystrybutor z wodą. Inni ludzie podchodzą, podstawiają kubeczki, odkręcają kurek i gaszą pragnienie. Ty też idziesz się napić. Ale tobie się nie udaje. Robisz to samo, co cała reszta, a tobie z tego kurka nie leci. Próbujesz raz, drugi. Zmieniasz kubeczek, jakby to mogło coś zmienić. Bierzesz oddech, uderzasz w ten baniak, dalej nic. Kopiesz nogą, nic. W międzyczasie podchodzą inni, patrzą na ciebie jak na świra. Oczywiście im udaje się nalać. Próbujesz jeszcze raz. Tobie nie leci. W oczach masz łzy, ogarnia cię złość. To, czego tak bardzo pragniesz, jest tak blisko, ale nie wiedzieć czemu, ty jesteś wykluczony. Tobie się nie udaje. Ty nie potrafisz. Tylko ty. Wszyscy potrafią, ty nie. A może tobie się to nie należy?
Nagle ktoś do ciebie podchodzi. Podaje ci kubeczek z wodą. Napij się, mówi. A ty ze łzami w oczach wytrącasz ten kubeczek. Woda rozlewa się na kafelki. ALE JA CHCIAŁEM SAM! Osoba, która chciała ci pomóc, odchodzi. I zostajesz sam. Rzeczywiście sam.
Tak w skrócie moimi oczami wygląda autysta i świat relacji. On potrzebuje ludzi. Bliskości. Akceptacji. Ma silne pragnienie, którego nie potrafi zaspokoić, bo… nie umie w te relacje. Nie wie, jak. Co robi źle. Wszystkim innym, działa – jemu nie. Wszyscy mają przyjaciół, on nie. Wychodzi do grupy, zagaduje, mówi coś, naśladuje innych, ale on wypada dziwnie. Śmieją się z niego. Palnie coś głupiego. Nie śmieszą go ich żarty. Nie pasuje tam. Inni to umieją, on nie. Zmienia metody, nadal nie działa. Tylko jemu nie wychodzi.
Ta frustracja zwiększa jeszcze bardziej poczucie wyobcowania i niepewności siebie. Uderza w samoocenę. Jestem nienormalny, coś jest ze mną nie tak, czy to jest jakiś Wielki Brat? Czy jestem w ukrytej kamerze? Przecież ktoś robi sobie ze mnie żarty. Wszyscy nalewają wodę, zbliżam się ja i kurek nie działa. Złość na siebie, że nie umiem, że robię coś żle, choć robię tak jak inni, również nie wspiera, nie pomaga. I zamyka. Bo gdy przychodzi osoba z pomocą (być może od samego początku myśleliście sobie: co za problem, niech mu ktoś naleje), to jest odrzucona. Widzicie to? Mógłby nawiązać kontakt. Ale to słynne, na wskroś autystyczne „ja chciałem sam” wiąże się z wielkim żalem i powoduje odrzucenie potencjalnego ratunku.
To jest paradoks tej sprzeczności autysty. Ktoś kto chce mu dać, jest odrzucony, bo potrzeba musi być zaspokojona tak, jak potrzebuje tego autysta. I błędne koło się zamyka. Pragnienie relacji na moich zasadach nie wychodzi. Inna relacja nie satysfakcjonuje. Pragnienie nie maleje. Pragnienie nie jest zaspokojone. Ból wewnętrzny narasta. Narasta poczucie sprzeczności. Szukanie winy w sobie, w tym, że jestem nienormalny winduje się na niebotyczny poziom. Czy muszę was przekonywać, jak straszne jest życie w nieustannym poczuciu winy?
Jak budować relacje z autystą? Jak wiemy, autyści potrzebują dużo przestrzeni osobistej, dużo spokoju, lubią zajmować się w ciszy tym, co daje im radość. To odsuwa ich od ludzi, mają opinię samotników. Mówi się dużo o tym, że świat relacji nie jest ich domeną. Dlatego brutalny świat stwierdził „No dobra, skoro nie lubią ludzi, to ok, każdy ma prawo żyć, jak chce, nie będziemy się narzucać”. I ludzie odchodzą, zostawiając ich w samotności. Bo myślą, że oni nie chcą. Oni chcą. Tylko nie umieją. Boją się. Czują, że nie umieją. I to obniża ich samoocenę do poziomu Rowu Mariańskiego.
Nie znam recepty niezawodnej, jak być w relacji z autystą. Ale mam hipotezę. Jest nią po prostu ….. obecność
Wiecie jak wiele o relacjach mnie uczy i daje do myślenia mój syn?
Kiedyś miałam doła, że nie umiem się bawić z własnym dzieckiem. Coś ustaliliśmy, ale on robił inaczej. Ja tez lubię klocki. Chciałam coś zbudować. Nie mogłam. Na czym polega taka zabawa? Ona polega na tym, by mu… towarzyszyć. Siedzisz i patrzysz, jak on się bawi.
Ostatnio dobitnie ideę tego towarzyszenia odkryłam w czasie krótkiego dialogu.
Ja: No, ale po co ja mam tam z tobą iść, co ja tam niby mam robić?
On: Ty masz tylko patrzeć.
Tak. Tego on potrzebuje.
Mam być i patrzeć.
Chce być widziany.
Chce bym była obok.
I tyle.
Tyle wystarczy.
Jeśli to go wspiera, to ja w to wchodzę.
#wspieramASD