Przejście w tryb MOGĘ nie oznacza oczywiście zupełnego porzucenia trybu MUSZĘ. Nie ma dorosłości bez powinności. Jak zwykle bywa, klucz do równowagi leży pośrodku.
Byłam swego czasu mistrzem katowania siebie. Naprawdę. Surowość i bezwzględność na wysokim poziomie. Wyśrubowane standardy. Obwinianie o każde potknięcie. Obrzucanie się w myślach najgorszymi obelgami. Rozliczanie z każdej drobnostki.
Robiłam wszystko, co trzeba, by zasłużyć na miano osoby obowiązkowej i pożytecznej. Niestety i tak nie czułam że zasługuję na pochwały. Te zresztą nie nadchodziły.
Należę do grona osób z artystycznym zacięciem. Żyję, gdy tworzę. Jednak przez wiele lat troski dnia codziennego skutecznie blokowały moją aktywność w tej dziedzinie. Jeśli nie zarabiasz na twórczości artystycznej, twoi bliscy mają trudność w zrozumieniu tego, co robisz. W ich opinii marnujesz bezproduktywnie czas, malujac obraz, a nie gotując obiad na następny dzień.
W dbaniu o swoje ciało nigdy nie byłam wzorem do naśladowania. Jako dziecko regulowałam swoje napięcia jedzeniem słodyczy. W okresie dorastania postanowiłam coś zrobić ze swoją tuszą. Perfekcjonizm doprowadził do anoreksji. Do dziś wolę być bardziej głodna niż syta. Co kilka miesięcy jestem na diecie, gdy tylko czuję że wychodzę z poczucia komfortu. Z powodu braków w koordynacji wzrokowo-ruchowej i związanego z tym wstydu unikam sportu. Nie jestem typową kobietą, jeśli chodzi o kosmetyki. Zdarza mi się nie umyć twarzy przed snem. Nie znoszę balsamów do ciała. Nie biorę codziennie prysznica z oszczędności. Nie robię makijażu z lenistwa.
Całkiem niedawno odkryłam, że nie mam kontaktu ze swoim ciałem. Nie rozumiałam o co chodzi z oddechem, rozluźnieniem. Nie byłam świadoma swoich napiętych mięśni. Ostatnio wspominałam o tym, jak wyglądało moje życie w związku z narodzinami dzieci. Brak snu, wody i odpoczynku doprowadził do napiętych relacji z bliskimi i utraty zdrowia psychicznego.
W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy wiele się zmieniło. Równowaga między MOGĘ a MUSZĘ jest oczywiście kwestią indywidualną. To Ty decydujesz, co możesz sobie odpuścić. Ja przestałam prasować większość ubrań, prawie nie sprzątam mieszkania. Najważniejsze jest to, by domownicy mieli jedzenie, czas na powietrzu i wspólną zabawę z rodzicami. Gdy dzieci zasną, a ja czuję się zmęczona, idę spać. Rezygnuję wtedy z czytania moich ukochanych książek, mimo wielu zaległości. I czasem z rozmowy z mężem.
Wielkim sprzymierzeńcem trybu MOGĘ jest umiejętność wykorzystywania każdej chwili do zadbania o swoje najdrobniejsze potrzeby. Moje dzieci są bardzo głośne, dlatego gdy wszyscy troje piją w jednym czasie z bidonów, jest chwila ciszy. Zamykam wtedy oczy, biorę głęboki wdech i robię to bardzo powoli. Napełniam się ciszą. Z radością wdycham też letnie powietrze, wieszając pranie na balkonie. Albo wystawiam twarz do słońca, siedząc na ławce, podczas gdy chwilowo cała trójka szaleje w trampolinie. Jestem wtedy na chwilę u siebie. W swoim pokoju wewnętrznym.
Moje dzieci wciąż są małe i wymagające. Na wiele sposobów rozpieszczania siebie jeszcze nie mogę sobie pozwolić. Jednak już teraz myślenie w trybie MOGĘ dało mi jeden wymierny efekt. To właśnie teraz, gdy mam trójkę dzieci, ukończyłam książkę poetycką. Teoretycznie przed założeniem rodziny miałam o wiele więcej czasu na swoje pasje. A jednak wówczas nie potrafiłam się na to zdobyć. Zrobiłam to teraz, gdy mam jeszcze więcej obowiązków. Pokazuje to wyraźnie, że problem tkwi w blokadzie mentalnej, a nie obiektywnej ilości wolnego czasu.
Zrobiłam naprawdę milowy krok w stronę samej siebie. Gdy punktem wyjścia uczynimy to, co możemy zrobić i damy sobie do tego prawo, w naszym umyśle zwolni się niewidzialna blokada.
Wkrótce podzielę się z Wami dłuższą refleksją o małych przyjemnościach, które nie są dodatkiem, ale istotą naszego życia, a posłużę się przy tym przykładami z ulubionego filmu i przeczytanej w tym roku książki.
Pamiętaj: możesz!
Joanna