Każdy z nas ma swoją szafę, nieprawdaż? Taką wewnętrzną. Upychamy tam mnóstwo rzeczy. Marzenia, w które straciliśmy wiarę. Plany rozwoju zawodowego. Nawet urwane relacje. W sumie można tam upchnąć naprawdę różne rzeczy. A może by tak raz za czas coś wyjąć?
Zakopane pasje i talenty często leżą w szafach latami. Ja nie jestem wyjątkiem. Z reguły na przeszkodzie stoi praca, obowiązki domowe i rodzinne, ale ze swojego doświadczenia wiem, że obok tych czynników jest jeden najważniejszy: nasza motywacja i nastawienie. Ja jestem w takiej samej sytuacji rodzinnej i zawodowej od dwóch lat, a jednak… fotografuję, wydałam tom poezji i wróciłam do malarstwa. Wróćmy jednak na chwilę do szafy.
Dlaczego tracimy wiarę, zapał i miłość do naszych pasji? Moim zdaniem nadchodzą w życiu takie momenty, w których dajemy się złapać w pułapkę źle pojmowanej dorosłości i racjonalności. Dopóki jesteśmy dziećmi, a potem młodzieżą daje się nam prawo do rozwoju i robienia tego, co sprawia nam radość. Niestety, nadejście matury, studiów, szukania pracy zmiana nas. Obowiązków jest tak dużo, że w myśl zasady „najpierw obowiązki”, czasu i sił na coś przyjemnego już nie ma. Utrzymująca się długo taka sytuacja obniża naszą wiarę w sens uprawiania hobby – bo skoro nie mogę poświęcić na nie tyle czasu, ile trzeba, by coś z tego mieć, wolę nie zaczynać (postawa „wszystko albo nic”). I tak mijają dni, miesiące i lata.
Ja zawsze byłam świadoma swoich talentów i jednocześnie świadoma tego, jak bardzo są one niewykorzystane. Przeszkadzało mi jednak to, że w żadnej z moich pasji nie czuję się dobra. Jeśli śpiewam, to tylko w grupie, solo – fałszuję. Jeśli gram na gitarze, to tylko akordami, nie klasycznie. Jeśli piszę, to tylko użytkowo, powieści nie umiem skończyć. Jeśli maluję, to tylko kopiuję, sama nic nie potrafię stworzyć. I tak dalej…
Pierwszym, z czym trzeba się rozprawić, to własny perfekcjonizm. Nie można być jego więźniem. W pasji nie trzeba wszystkiego robić idealnie. Pasja jest po to, by nam było radośnie i przyjemnie. Zatem oprócz wywalenia perfekcjonizmu za drzwi, trzeba się jeszcze przyjrzeć temu, czy masz w sobie zgodę na dawanie sobie bezinteresownej i bezwarunkowej przyjemności i radości. Uwikłanie w tym, co trzeba i co muszę zakorzenia się w nas głęboko. Trzeba czasu, by to odkręcić.
A gdy już się odkręci, warto zajrzeć do szafy. Nie twierdzę, że wyjąć trzeba wszystko. Każdy z nas się zmienia. To, co sprawia nam frajdę, też może się zmienić. Zatem wyjmujemy, oglądamy, obserwujemy siebie, swoje reakcje i uczucia. Próbujemy. I decydujemy, co zostanie wyjęte na dłużej. Ja wyjęłam malarstwo, choć z pieniędzmi tak sobie, kupuję najtańsze farby, najtańsze płótnie, nie jest to wybitna sztuka, ale kogo to obchodzi, jeśli JA jestem tu najważniejsza? Ja i moja frajda. Ja i moja kreatywność. Ja i moja radość.
Namalowałam już kilka abstrakcyjnych obrazów. Dwa są do poprawy (jednak jakieś resztki perfekcjonizmu zostały), ale z kilku jestem zadowolona. Nie dlatego, że są wybitne i nadają się na wystawę. Nie dlatego, że liczę na pochlebne opinie znawców, od których uzależniam swoje dobre samopoczucie. Jestem zadowolona, bo są moje, emocjonalne, malując je, myślałam o ważnych rzeczach, miałam coś do przekazania. Malowanie mnie uspokaja i to też jest wartość dodana. Nie tylko czas na hobby, ale też relaks, ukojenie dla duszy.
Od dziecka lubiłam czytanie, co zaprowadziło mnie na studia polonistyczne. Jednak mimo sporej biblioteki od skończenia studiów przez dziesięć lat prawie nie czytałam. Depresja odcięła mnie od umiejętności koncentracji uwagi, skupienia na tekście. Również po kilku latach przerwy wróciłam do fotografowania, po dwudziestu – do pisania poezji. Najtrudniejsze w moim przypadku było pokonanie rodzinnego schematu, który mówi o tym, że to, co jest do zrobienia w domu jest najważniejsze. Ponadto, rodząc dzieci, powinnam pogodzić się z tym, że czasu dla siebie nie będzie. Poczucie, że nie mam prawa do robienia niczego dla przyjemności, łączyło się z poczuciem winy.
Prawda jest taka, że nigdy nie będzie sytuacji, w której nic do zrobienia już nie zostanie i będzie można swobodnie oddawać się hobby! Widzę to po własnym mieszkaniu. Gdy uporam się z jedną górą prasowania, suszarka właśnie wypluwa kolejną partię. I tak dalej, w nieskończoność. Jakie więc uzasadnienie ma porzucanie pasji, by być na bieżąco z obowiązkami? Przestałam to robić. Nigdy nie jestem na bieżąco. Rzadko mam czyste podłogi. Jestem jednak szczęśliwsza.
Zachęcam Cię do zajrzenia do swojego wewnętrznego pokoju. Zapewne stoi tam jakaś szafa.
Możesz zajrzeć do środka. Możesz wyjąć to, co Ci pasuje. Możesz wrócić do dawnych pasji!
Trzymam kciuki za Ciebie.
Joanna