Realizacja marzeń zaczyna się od wiary we własną sprawczość. Bez tego nigdy nie ruszysz do przodu.
W pierwszych wpisach na blogu pozwolę sobie napisać co tu właściwie robię nieco obszerniej niż w zakładce O mnie. Rzecz jasna nie wyczerpię tematu, a do swoich osobistych doświadczeń będę sięgać jeszcze niejednokrotnie przy pisaniu kolejnych tekstów.
Pisanie to mój najważniejszy żywioł obok fotografowania. Od zawsze wolałam dzielić się przemyśleniami na piśmie, gdyż formułowanie myśli w bezpośredniej rozmowie przychodzi mi z trudem. Można stwierdzić, że jak na pasjonatkę pisania bloga zakładam dość późno, gdy (jak twierdzi moja przyjaciółka) nikt już nie czyta blogów : )
Nie zakładam go jednak, licząc na zyskanie sławy czy zostanie osobą publiczną. Nigdy nie dążyłam do kariery jako takiej, ani do rozgłosu. Jestem tu, by mieć przestrzeń do dzielenia się tym, co przez lata spoczywało w szufladzie.
Bezpośrednim impulsem do założenia własnej witryny okazało się zawarcie umowy wydawniczej. A jak do tego doszło?
Od lat marzyłam, by wydać książkę. Zawsze jednak coś stawało mi na drodze do zabrania się za pisanie. A bez tego ani rusz. Łączenie studiów z pracą nie pozostawiało wiele czasu na pasję. Czas szybko mijał i przynosił ze sobą przeróżne zawirowania, odbierające wenę i pozytywne nastawienie. Co jakiś czas natrafiałam też na ludzi chwalących się debiutem literackim i coś ściskało mnie w środku. Pewnie była to lekka zazdrość, połączona z wewnętrznym głosem, dbającym o to, by nie oddalać się od swego przeznaczenia. Co jakiś czas odzywa się on i przypomina „Bierz się do pracy! Nikt tego za ciebie nie zrobi.”
Jednocześnie irytowały mnie porady o treści „Spełnienie swoich marzeń zależy tylko od Ciebie!” itp. Byłam bowiem przekonana, że istnieje cała masa czynników wpływających na możliwość zrealizowania swoich zamierzeń i że wciąż jest mi do tego nie po drodze. Praca, dom, dzieci, zdrowie, niemoc psychiczna.
Nadszedł jednak ten moment, w którym po prostu usiadłam i napisałam. Zaczęło się od zbioru opowiadań. Pisałam jak natchniona. Jeden tekst za drugim. Rozesłałam do wydawców, ale jak nietrudno się domyślić, nikt się nie odezwał. Zostawiłam temat. Może do niego wrócę, poprawię, pozmieniam. Tymczasem przypomniało mi się, że… kiedyś pisałam poezję i czułam, że mam do tego talent. Odgrzebałam stare zeszyty. Poprawiałam, napisałam nowe, z niektórych słabych tekstów zaczerpnęłam tylko pomysł, jedną metaforę lub jedynie temat. I tak pisałam, aż zrobił się z tego tomik. Do wierszy dobrałam własne ilustrujące je fotografie lub obrazy znajomych artystek.
Napisałam do wydawnictwa, które specjalizuje się w poezji. Szybki odzew. Analiza warunków. Decyzja: ryzykuję. Mój debiutancki tom poezji ukazuje się tej jesieni. I chcę Ci powiedzieć, że zaskakuje mnie moja własna sprawczość, która do tej pory była dla mnie jakby tajemną mocą, niedostępną i zakrytą. Ja usiadłam do pisania. Ja napisałam do wydawnictwa. Ja podjęłam decyzję. Ja jestem tutaj – w moim pokoju, w twórczej przestrzeni, już nie niewidoczna ze swym talentem dla świata. Ja. To nie szczęśliwy los zapukał do mych drzwi, mówiąc „Może wydać Ci książkę, moja droga”? Nie. Od początku do końca działałam ja. Mały wyjątek: chęć wydawcy i pozytywna opinia o mojej twórczości. Ale tu powodem nie jest łut szczęścia. Moje wiersze po prostu zostały uznane za dobre przez kogoś, kto sam jest poetą i wydaje poezję od wielu lat. Reszta to moja sprawczość.
Chcę Ci powiedzieć, że rzeczywiście realizacja marzeń jest możliwa. Ale nikt tego za nas nie zrobi. Jednak może być tak, że – tak jak w moim przypadku – różne czynniki przez jakiś czas mogą stawać Ci na drodze, ale nie w pisaniu, malowaniu czy tworzeniu czegokolwiek innego. Te czynniki tak naprawdę zabierają Ci wiarę w swoją sprawczość, której trzeba pozwolić dojść do głosu. Po prostu musi nadejść ten moment.
A Ty? W jakim jesteś momencie? Jakie są Twoje marzenia?
Joanna