Masz własną Opowieść. Jest tylko Twoja. Nie musisz zaczytywać się w opowieściach innych osób.
Nawet tych najbardziej fascynujących.
Ta prosta i mało odkrywcza prawda, że każdy z nas ma tylko jedno swoje, własne życie do przeżycia, wciąż sprawia w praktyce mnóstwo trudności. Szczególnie pewnej grupie osób, która ma skłonność do porównywania się z innymi, uciekania w wyimaginowaną rzeczywistość, nieakceptowania swojego tu i teraz. Do którejś z tym grup należę też ja, a może do wszystkich trzech?
Życie nieswoim życiem, życie nie-w-swoim życiu, życie obok swego życia ma różne formy. Czasem ogranicza się do zbytniego zaaferowania sprawami innych, czasem prowadzi do narzekania, frustracji, niekiedy do zupełnego oderwania się od siebie.
Marzeniem moim jest…
Mniej więcej dwa lata temu natrafiłam w sieci na artykuł o przypadłości, która była mi nieobca. W psychologii nazwano ją nadmiernym marzycielstwem. Słowo marzyciel w zależności od kontekstu kojarzy się nam pozytywnie lub negatywnie. Pozytywnie, bo przecież świat zmieniali ci, którzy odważyli się realizować marzenia dla innych nieosiągalne, niemądre, niemożliwe. Kiedy indziej marzycielstwo to oderwanie od rzeczywistości, trwonienie czasu na mrzonki, miganie się od obowiązków.
Każdy z nas ma marzenia. Jak tłumaczy się różnicę między nadmiernym marzycielstwem a marzeniem w granicach normy? Zdrowa osoba ma marzenia, lecz nie myśli o nich non stop, mimo że wciąż ma je na uwadze, z tyłu głowy. Nie porzuca ich, nawet jeśli chwilowo nie może zabrać się za ich urzeczywistnienie. Raz na jakiś czas każdemu te marzenia się przypominają. Nawet te, które są, choć mamy do nich dystans, bo są naprawdę nierealne. „Fajnie byłoby mieć apartament z widokiem na ocean” – wzdychamy do siebie w myślach raz za czas, lecz natychmiast wracamy do porządku dziennego, wiedząc, że pomarzyć jest miło, ale życie czeka. Tymczasem nadmierne marzycielstwo to uciekanie w wyobrażony świat, często bardzo konkretny, urządzony w najdrobniejszych szczegółach, w którym ja nierzeczywiste, ja wyimaginowane odgrywa inną rolę niż ja w rzeczywistości. Ta przypadłość praktykowana często może doprowadzić do poważnych konsekwencji.
Potęga ulotnej myśli
Jeśli fantazjowanie o innym życiu, tworzenie w głowie historii, scen, dialogów zacznie być metodą radzenia sobie z trudnymi emocjami lub stresem; gdy zacznie się powtarzać i wejdzie w przyjemny nawyk, kojący nerwy, dając realną przyjemność, może nawet przejść w uzależnienie. Marzycielstwo jest nadmierne, gdy każdą wolną chwilę człowiek poświęca na myślowe ucieczki. Każdą chwilę, gdy nie musi angażować myśli tu i teraz, gdy koncentracja i uwaga na konkretnych czynnościach (krojenie chleba, rozmowa z kimś) nie są już wymagane. Wówczas natychmiast myśli uciekają w rejony odległe. Kolejnym stadium tego fantazjowania może być naiwna wiara, że wymyślone światy mogą się ziścić i przynieść nam realne szczęście. Człowiek może wtedy podejmować na podstawie swoich urojeń realne działania, zmierzające do urzeczywistnienia swoich pragnień. Urojenia są już terminem psychiatrycznym i nie będę wchodzić w objaśnianie ich ani schorzeń, w których występują. Warto jednak być świadomym, do czego może prowadzić niewinna myśl. Myśl ludzka jest potężną siłą.
Od narzekania do rozczarowania
Taka początkowa myśl, niewinna i niebezpieczna, jest myślą bardzo naszą, bliską naszej kulturze, taką polską. Dotyczy ona tego, że inni mają lepiej, a ja nie. Że inni to, a ja nie. Że inni tamto, a ja nie. Rozczarowanie swoją sytuacją życiową, brak zgody na własne życie takim, jakie jest – przecież to właśnie prowadzi do fantazjowania. Po cóż mielibyśmy sobie wyobrażać lepsze, gdybyśmy byli zadowoleni z tego, co jest?
Nie każdy umysł jest rzecz jasna podatny na nadmierne marzycielstwo w takiej skrajnej formie. Fantazjowanie interpretowane jako uzależnienie behawioralne zadziewa się we współistnieniu trzech czynników: podatności umysłu, stresu oraz czynnika uzależniającego. Podążając za tokiem myślenia lekarza narkomanów, Gabora Mate, fantazjowanie jest dla osoby będącej w jego sidłach lekarstwem na nieznośne emocje, o których człowiek chce zapomnieć. Rozczarowanie jest jedną z bardzo nieznośnych emocji. Odczuwanie jej na dłuższą metę rodzi poważne kłopoty. Uciekanie od rozczarowania sobą i własnym życiem, być może od przekonania o własnych błędach, o złych wyborach to sposób na neutralizację przykrego stanu. Życie w świecie innym, wyobrażonym jakże lepszym od tego, które jest naszym udziałem, jest jak narkotyk. Karmienie dzieci takim obrazem świata, w którym my mamy zawsze pecha, inni mają lepiej, inni mają pieniądze, my nigdy do niczego nie dojdziemy itd. Jest działaniem bardzo ryzykownym, bo jeśli trafi na podatny grunt, stwarza społeczeństwu człowieka skłonnego do życia cudzą opowieścią.
Od imaginacji do obsesji
Dość łatwo przychodzi mi pisanie o tym temacie, ponieważ mam tendencję do życia w świecie myśli. Na różnych etapach mojego życia wyglądało to inaczej, bardziej lub mniej intensywnie. Od dzieciństwa uciekałam w ciekawsze, lepsze, bardziej przyjazne światy. Życie realne sprawiało mi ogromną trudność. Nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Źle szło mi życie chociażby w grupie rówieśniczej. Najpierw przestrzenią kojącą były filmy animowane, później książki. Następnie zaczęłam projektować w głowie sceny, sytuacje, w których byłam kimś innym niż na co dzień. Byłam odważniejsza, zauważana, grałam istotną rolę w jakiejś historii. Mówiłam zawsze to, co wzbudzało uwagę innych oraz ich podziw. Odnosiłam jakiś sukces. Byłam widziana, doceniana. W okresie dorastania moja energia przekierowała się na fantazje związane z konkretnymi osobami, których uwagę chciałam pozyskać. W rzeczywistości nie byłam dla tych osób interesująca ani atrakcyjna, ich sympatia i uznanie były czymś niemożliwym do otrzymania.
Apogeum mojej podatności na imaginacje myślowe pojawiło się po urodzeniu bliźniąt. To wydarzenie sprawiło w moim życiu mnóstwo zamieszania w przeróżnych obszarach mojego funkcjonowania. Codzienność z trójką dzieci, w tym dwójką niemowląt, niemożność zadbania o siebie oraz o potrzeby starszego, wciąż małego dziecka, pogorszenie finansów, brak perspektywy na poprawę, zmiana funkcjonowania rodziny i związku uczuciowego. To wszystko złożyło się na rozczarowanie ówczesną sytuacją życiową. Przy każdej możliwej okazji, gdy nie musiałam robić czegoś związanego z dziećmi, uciekałam myślami w inne rejony umysłu. Z każdym tygodniem działo się to częściej. W pewnym momencie zaczęłam nawet okazywać zniecierpliwienie, gdy dziecko zasypiało dłużej niż zwykle, bo tak bardzo chciałam już iść do tego „innego świata”. Ucieczki mentalne towarzyszyły mi o każdej porze dnia i nocy. U psychiatry zjawiłam się po roku.
„Wracam do siebie…”
Jestem przekonana, że skłonność do fantazjowania oddala człowieka od swojego ciała. Dlaczego od ciała? Bo oddala od realności, a w rzeczywistości jesteśmy ciałem i umysłem. Jeśli umysł ulatuje gdzieś daleko, ciało istnieje jakby bezwiednie. Umysłu nie ma przy nim.
Proces leczenia polega zatem m.in. na powrocie do ciała. Cenne są tu: praca z oddechem, medytacje połączone z pracą z ciałem, ale także zwykła gimnastyka, aktywność fizyczna, uprawiane świadomie, ze skupieniem na sobie, bez pośpiechu. Druga bardzo pomocna metoda polega na pracy z umysłem. Założyłam sobie specjalny zeszyt na wspierające komunikaty, które czytam i powtarzam w myślach jak najczęściej, a szczególnie wtedy, gdy myśl zaczyna znów uciekać w tworzenie nierealnych scenariuszy. Nie nazywam tych komunikatów afirmacjami, są to dla mnie – bardzo rzeczowo – komendy przywracające mnie do porządku, przywracające mnie światu, przywracające myśli ciału. Jak brzmią? Na przykład tak.
- Jestem.
- Jestem tu i teraz.
- Chcę być tu i teraz.
- Moje myśli są moje.
- Ja nie jestem moimi myślami.
- Moje myśli nie są złe.
- Moje myśli powinny mnie wspierać.
- Chcę, by moje myśli mnie wspierały.
- Nie chcę by myśli odrywały mnie od siebie.
- Mogę mieć kontrolę nad moimi myślami.
Powinny to być proste i dosadne zdania z mocnym i konkretnym przekazem. Ich powtarzanie sobie naprawdę pomaga. Oczywiście nie wystarczy ich sobie powiedzieć parę razy. Nie wystarczy brać leków. Problem jest złożony i nie trwa od wczoraj. Jest ze mną całe moje życie.
Jak jest teraz? Na pewno lepiej. Lecz ja podchodzę do moich imaginacji jak do uzależnienia. Alkoholikiem jest się całe życie. Jeśli zacznie pić, wiadomo. A ja.. nie mogę pozwalać uciec myślom. Jest to zadanie na całe życie. Nie mogę wchodzić do pewnych myśli.
A Ty…?
Nie wchodź na siłę do nieswoich historii.
„To nie jest o mnie” – powiedz do siebie z mocą.
„To nie jest moja opowieść”. Mam swoją.
Nie bądź ani bohaterem, ani narratorem ani recenzentem innych historii.
Żeby czyjaś historia nie wciągnęła Cię za bardzo.
Pamiętaj: możesz!
Joanna