Pewien człowiek postanowił znaleźć skarb, zakopany w oznaczonym miejscu. Kopał i kopał, aż wykopał. Obejrzał jednak znalezisko i stwierdził: „To jeszcze nie to”. Kopał dalej, a ludzie dziwili się, bo to, co odnalazł, wyglądało bardzo przyzwoicie. Gdy natrafił na kolejną rzecz, już nie tak okazałą, żartowali z jego rzekomej chciwości. Sądzili bowiem, że szukał czegoś jeszcze piękniejszego i srodze się zawiódł. Znów stwierdził spokojnie „To jeszcze nie to”. Człowiek ów zaczął znów kopać w ziemi, a ludzie obserwowali go w zdumieniu. Po jakimś czasie wydobył z głębi ziemi złamaną monetę. Z czułością ją pogładził i ku najwyższemu zdumieniu wszystkich wokół rzekł „Tego szukałem”. I odszedł w swoją stronę.
Tę opowiastkę napisałam, bo bardzo blisko jej do tego, czego doświadczam.
Od wielu już lat szukam rozwiązania swoich problemów wewnętrznych. Można by zapytać, po co? Po co grzebać w bólach i po co znać odpowiedź? Wystarczy przecież zażyć lekarstwo i jeśli działa- zostawić wszystko inne. A jednak jest w człowieku potrzeba tej wiedzy. Co mi jest i skąd to jest. Ludzie nie zadowalają się farmakologią. Potrafią latami jeździć po lekarzach i szukać odpowiedzi na pytanie „Co mi jest? Co to za choroba?”
Zaczęłam kopać dawno temu. I już kilka razy wydawało się, że znam odpowiedź. A jednak problemy nadal pozostawały nierozwiązane. Wiosną tego roku byłam pewna, że już wiem na pewno. Ale to, że wciąż jestem otwarta na psychologię, książki, podcasty czy webinary sprawia, że rzecz jest otwarta. Tropię, rozkminiam, błądzę. I nie dalej, jak w te święta, wróciłam do książki zarzuconej kilka miesięcy temu. A w niej kolejne tropy. I znów jestem bliżej prawdy. Czy to na pewno ostateczna odpowiedź? Nie wiem. To jednak kolejny ważny odłamek układanki.
Kopię i kopię w sprawach trudnych. Bo nasze kryzysy osobiste, choroby psychiczne, schematy myślowe, problemy w relacjach nie mają bezbolesnych źródeł.
Każda kolejna rzecz, którą wykopuję, jest „gorsza” od poprzedniej. Trudniejsza. Bardziej wstydliwa. I teraz też wykopałam taką złamaną monetę, jak mój bohater. Bardzo jednak dla mnie cenną. Na razie przytulam ją i odchodzę. Lecz nie wiem, czy na pewno nie wrócę, by kopać jeszcze dalej.
Wielu ludzi w ogóle nie kopie.
Bo po co.
Niektóre osoby obok mnie mówią „Za dużo myślisz. Nie miałabyś połowy problemów, gdybyś tyle nie myślała.” „Za dużo czytasz, za dużo analizujesz. Zostaw to i żyj życiem!”
A może potrzebuję dokopać się do siebie, by móc żyć prawdziwie?
Można nie kopać i nic o sobie nie wiedzieć.
Można nie kopać i nie znać samego siebie.
Można zakopać w sobie samego siebie.
Udawać, że nic trudnego we mnie nie ma.
Że nie mam emocji ani przeżyć.
Ludzie boją się tego, co mogliby odkopać.
Boją się trudnych emocji.
Obudzenia drzemiącego wulkanu.
Uśpionego potwora.
A może…
pod spodem jest tylko przestraszona myszka?
Może warto wraz z nadchodzącym rokiem podjąć jakieś „górnicze” wyzwanie? Wziąć do ręki kilof.
Ja z moim się nie rozstaję.
Pamiętaj, możesz.
Joanna