U progu Świąt Bożego Narodzenia, zapraszam na moje świąteczne zamyślenia.
Inne wigilie
Ilu ludzi, ile rodzin, tyle wigilii. Mimo że wiele jest wspólnych tradycji, to jednak może być całe mnóstwo stylów świętowania. Są rodziny, które w dużym składzie wielopokoleniowym, wśród radości i pisku dzieci, spędzają świąteczne dni. Są osoby, których w szpitalu zatrzymała choroba lub wypadek, i są osoby samotne, które naprawdę nikogo nie mają, no i cała masa osób na dyżurach i na służbie, którym wypadło czuwać z dala od bliskich nad bezpieczeństwem i dobrostanem ogromnych ludzkich rzesz. Gdy to sobie uświadamiamy, powinna pojawić się w sercu wdzięczność, gdy możemy być po tej jasnej i ciepłej stronie świąt. Pamiętam w moim życiu kilka trudnych wigilii, wigilii dziwnych, innych niż zwykle, podczas których trzeba było zmierzyć się z trudnymi emocjami. Była wigilia, kiedy to moja babcia spadła ze schodów i trafiła do szpitala, wówczas nie miało się ani nastroju ani ochoty do spożywania kolacji. Była pierwsza wigilia w zmniejszonym składzie, po rozstaniu moich rodziców. Wigilia po śmierci ukochanego wujka, który odszedł tuż przed świętami. Była też wigilia, kiedy to ciut wcześniej namieszałam sobie bardzo w życiu, i trawiły mnie okropne wyrzuty sumienia, które uniemożliwiają radość ze świąt. O tym też moja ulubiona pisarka Małgorzata Musierowicz wspominała w swojej gawędzie “Na Gwiazdkę” – czystość serca i rozsupłane węzły, rozwiązane konflikty to konieczność, aby móc korzystać w pełni z tego, co niesie Dobra Nowina. Serca nie da się oszukać, ono będzie kłuć i boleć, i będzie uwierać, jeśli człowiek sprzeniewierzył się Prawdzie i Miłości. I wtedy człowiek czuje się samotny, choć może być otoczony wieloma ludźmi.
“Nie chcę już żadnych świąt!”
Wobec Bożego Narodzenia nie sposób przejść obojętnie i każdy w jakiś sposób musi się do niego odnieść. I coś w tym jest, bo chyba każdy z nas z łatwością może wymienić to, co w tym okresie kocha i to czego nie znosi, bo takie rzeczy też są. Ja np. nie znoszę opłatka i najchętniej bym zlikwidowała ten zwyczaj, a już zupełnie okropne i krępujące jest łamanie się opłatkiem z ludźmi obcymi, którym nie wiadomo, czego życzyć. Oczywiście mocno staram się wyjść z godnością z mojej strefy komfortu i sprostać temu opłatkowi, ale sporo mnie to kosztuje. Mam zresztą takie przemyślenie, że opłatek powinien bardziej być przeproszeniem i prośbą o wybaczenie niż składaniem sztampowych utartych życzeń. Zwłaszcza, że podobno właśnie o to w święta chodzi, o to aby się pojednać i zawrzeć pokój. W mojej rodzinie jest to dość trudne, bo konflikty są niemal bez przerwy a w Wigilię jeszcze łatwiej się pokłócić, bo złe duchy o złej energii chcą nas wyprowadzić z równowagi. Tym bardziej, że są blisko mnie osoby, które mają zawsze rację i monopol wiedzy absolutnej na wszystko oraz potrzebę wypowiadania się absolutnie na każdy temat, co niestety jest prawie zawsze zarzewiem do kłótni. Inny wigilijny problem jest taki, że my kobiety, które zazwyczaj odpowiadamy za gotowanie i posiłek, mamy na swoich barkach sporo presji i napięcia, chcemy żeby wszystko na ten wyjątkowy wieczór wyszło, bo domownicy nie mogą się doczekać i gdy coś nie wyjdzie, to może pęknąć bardzo cienka nitka. Pojawiają się silne emocje i wydaje się wtedy, że wszystko już jest do niczego, ryba się przypaliła, zupa za słona, jest beznadziejnie i “ja już nie chcę żadnych świąt”. Osobiście doświadczyłam czegoś takiego rok temu, kiedy to nieopatrznym ruchem wywaliłam cały olej z patelni na podłogę w kuchni i tuż przed kolacją musiałam tę zatłuszczoną kuchnię myć i ogarnęła mnie wściekłość. To jest bardzo trudne doświadczenie, i wychodzi wtedy z nas ta perfekcyjność, to pragnienie zrobienia wszystkiego idealnie i zasłużenia być może na aprobatę otoczenia, na zachwyt nad naszymi wysiłkami. I każdy ludzki błąd, do którego mamy prawo, potrafi wszystko zburzyć i tu niezwykle przydatna jest umiejętność zatrzymania się nad swoimi emocjami, uspokojenia ich, to mi trochę przypomina sytuację, gdy podgrzewamy mleka i trzeba zdążyć w ostatniej chwili wyłączyć ten gaz, a to mleko już jest wysoko, już podchodzi do góry i prawie się wylewa, ale jednak w ostatnim momencie płomień znika, temperatura spada i ufff, udało się uniknąć katastrofy. Myślę sobie, że kiedy czujemy że zaraz wybuchniemy i to wzburzenie narasta próbując nam zepsuć całe święta, to musimy umieć wyłączyć ten gaz, uspokoić to wszystko i powiedzieć nie, to tylko olej, to tylko ryba, to nie jest nic tak wielkiej wagi, aby mogło zaburzyć moje świętowanie.
Światło w tunelu
Myślę, że nasze przeżywanie świąt i rozumienie świąt zmienia się z powierzchownego na głębsze wtedy, kiedy doświadczmy po pierwsze jakiejś wigilii nietypowej, kiedy zmieni się coś w naszym rytuale i scenariuszu, a także wtedy kiedy doświadczymy prawdziwej ludzkiej dobroci i pomocy. Ja rzadko bywam w galeriach handlowych, ale kiedy tam jestem w czasie świątecznym, to zazwyczaj myślę o tym, jakie to jest obce niektórym ludziom bardzo niezamożnym. To chodzenie po luksusowych, świetlistych wnętrzach i wydawanie tam pieniędzy, których się nie ma. Ja przeżyłam taką obcość w okresie końcówki gimnazjum i liceum, kiedy zostaliśmy z mamą zupełnie bez pieniędzy i było wiadomo, że w święta nie będzie prezentów ani jakichś drogich słodyczy, i dostaliśmy paczkę, nie szlachetną bo wtedy jeszcze tego nie było, ale taką zwykłą paczkę, którą przygotowują kościelne grupy charytatywne. I dostanie takiej paczki było tak wielką radością i niespodzianką, że naprawdę trudno opisać to wzruszenie, że ktoś pomyślał, że my jesteśmy w potrzebie, że jest ciężko. I to są takie sygnały, dzięki którym człowiek naprawdę ujrzy dobro, dostrzeże jakąś nadzieję, jakieś światełko w tunelu.
Czas decyzji
Są takie przypadki, że ludzie zakochani, pary rozstają się przed świętami, a nawet dzień przed wigilią. Kiedy słyszymy o takim przypadku, to myślimy sobie, a przynajmniej większość z nas, jakie to jest bezduszne, jakie okrutne, jak tam można. Zgadzam się, że jest to trudne i bolesne, ale tak naprawdę nie ma w tym nic dziwnego, a nawet jest to dla mnie dowód na boskość i nadprzyrodzony charakter tego czasu. Ponieważ ta moc Bożego Narodzenia działa nawet na ludzi, którzy nie są zbyt religijni i przeżywają święta po świecku. Ta boskość polega na tym, że człowiekowi jest bardzo trudno w święta kłamać. Można oczywiście, ale dyskomfort jest nie do przetrawienia. Można oczywiście przez święta udawać, że się kocha, i wielkodusznie rozstać się po świętach. Ale czy to naprawdę byłoby ok? Przecież osoba porzucana od razu zada potem pytanie „Jak mogłeś, jak mogłaś przez święta udawać, że wszystko jest ok? No właśnie. I dlatego moim zdaniem najlepiej jest rozstać się przed świętami, bo to jest znak, że jest w człowieka jakaś wrażliwość na bożą moc. Na moc Prawdy. Bo rodzi się Bóg, który jest Prawdą i to wszystko sprawia, że człowiek też siłą rzeczy staje w swojej prawdzie. Otwierają mu się oczy. Potrafi zobaczyć coś, czego nie widział do tej pory, potrafi odpowiedzieć sobie na pytanie, czego chce, a może najpierw czego nie chce. Także ja patrzę na to w ten sposób i myślę, że ludzie rozstający się przed Wigilią, w większości przypadków są dla mnie odważni i uczciwi, bo wyjątki niechlubne oczywiście też się zdarzają. A może jestem tak łaskawa i wyrozumiała dla tych ludzi, bo sama zerwałam przed wigilią? W każdym razie piszę o tym, co znam. I można mi wierzyć na Słowo.
“Dobrze jest”
Nie wiem, czy Państwo też tego doświadczają, ale ja mam w czasie świąt coś co z jednej strony jest trochę jak deja vu albo jak laitmotive, czyli uczucie albo może lepiej poczucie, które się powtarza i wiem, że każdego roku wraca w takiej samej emocjonalnej formie, czyli jest powtarzającą się sytuacją, w której człowiek dokładnie tak samo się czuje, jak wcześniej w identycznych okolicznościach. Nie wiem, czy to zjawisko ma jakąś nazwę, pewnie ma, jeśli ktoś wie, może do mnie na napisać na FB. W każdym razie ten moment przychodzi w różnych chwilach, czasem w trakcie wigilijnej kolacji, a czasem gdy już dzieci śpią, zmywarka zmywa resztki karpia z talerzy, a ja usiądę w ciszy, przy świetle lampek z choinki i nachodzi mnie wtedy takie poczucie, że mimo wszystkich trudnych chwil, czasem dramatycznych, wymagających, powalających na łopatki, jest mi dobrze ze sobą w moim życiu, takim jakie ono jest; takim jakie nigdy nie będzie; jest dobrze niezależnie od wszystkiego co było i co nadejdzie; dobrze pomimo wątpliwości czy dokonało się właściwych w życiu wyborów.
DOBRYCH ŚWIĄT…
A na koniec mój nietypowy wiersz z 2004 roku.
Trzej Królowie 2004
jest wigilia
wigilia dwa tysiące cztery
idą oni trzej ulicą
i jest im wesoło
“wesołych świąt”
wszyscy naokoło
idą trzej zawiani
leje deszcz
i jest trochę do bani
(wszyscy trzej pijani)
idą zataczając się lekko
jak pan cogito
przez świat
ja idę prędko
muszę zmielić mak
na mojej ulicy
deszcz zacina
w kamienicy
światło słabe
blada gwiazda
zaraz zgaśnie
trzej królowie nadal idą
rozpychają się łokciami
wszyscy trzej pijani
serce szepcze jakieś szmery
to wigilia dwa tysiące cztery
Joanna