Ilu na świecie zostałoby ludzi, gdyby… 

Ilu na świecie zostałoby ludzi, gdyby… 

Zakładanie rodziny i rodzenie dzieci jest sprawą prywatną, choć prawo te kwestie w pewnym zakresie reguluje. Nikt jednak nie wydaje zezwoleń na rodzicielstwo. Nikt nie sprawdza gotowości i świadomości przyszłych rodziców co do tego, co ich czeka. Kto zresztą by się tego podjął? Sama edukacja seksualna czy wychowanie do życia w rodzinie nie rozwiąże głównego problemu.

 

A sprawa nie jest małej wagi. Oto bowiem ludzie powołują do życia ludzi, którzy będą tworzyć kolejne społeczeństwa. Będą w nich funkcjonować, tworzyć relacje, pracować. Budować związki, rodzić kolejne dzieci i je wychowywać. Będą w jakiś sposób radzić i nie radzić sobie ze swoimi kłopotami, i to samo będą robić ich dzieci.

Gdy uświadamiam sobie, jak doniosłą i odpowiedzialną rolę mają rodzice, cierpnie mi skóra. A krew krzepnie mi w żyłach, gdy myślę o setkach tysięcy poranionych, nienauczonych prawidłowej komunikacji międzyludzkiej, nieuregulowanych emocjonalnie ludzi, którzy niczego nieświadomi będą powielać swoje dysfunkcje i projektować swoje zranienia na własne dzieci. Część tych poranionych dzieci to potencjalni klienci dla psychoterapeutów, psychiatrów, specjalistów ds. uzależnień czy nawet posterunków policji. Tak, wiem. Brzmi jak absurd. Demonizuję i przesadzam? Niezupełnie. Po prostu czytam Internet, czytam mnożące się na pęczki strony i grupy poświęcone psychologii i wychowaniu, czytam komentarze rodziców, czytam to, z czym się zmagają w życiu rodzinnym, znam wielu nauczycieli, którzy na co dzień mają kontakt z młodzieżą i wiedzą, czym ona żyje i z czym ma problem.

Ogromna popularność wspomnianych profili służących budowaniu świadomości psychologicznej, uzdrowieniu emocjonalnemu, wsparciu w wychowaniu i treść komentarzy, jakie tam się pojawiają, ujawnia ogromną potrzebę samorozwoju i rozprawienia się z wyniesionymi z domu schematami utrudniającymi życie, także rodzinne. Ludzie wzruszeni piszą tam słowa wdzięczności za uświadomienie im wielu prawd, które odmieniły ich życie. Jest we współczesnych 30- i 40-latkach głód. Głód uzdrowienia i terapii. Głód wiedzy o emocjach, potrzebach, granicach, komunikacji międzyludzkiej, relacjach z rodzicami, teściami, dziećmi. O relacjach między płciami. To wszystko pokazuje ogromny brak, który domaga się zaspokojenia. Brak, który dowodzi, że być może sporo rodzin i związków przez tych ludzi zawartych funkcjonowało bez tej wiedzy, bez tych jakże ważnych narzędzi. Ogromna liczba rozwodów i odsetek samobójstw wśród nastolatków dopełniają obrazu, obrazu potrzeb, jakie mają w zakresie psychologii polskie rodziny.

Uporządkujemy zatem: niewiedza jest ogromna i ogromna jest potrzeba wiedzy. Rodziny tworzą ludzie pozbawieni tej wiedzy, pozbawieni świadomości wielu kluczowych mechanizmów, jakimi podlegają ich relacje. Dzieci wychowują te same osoby. Wniosek? Utopijny, jak sądzę. Objęcie ludzi planujących założenie rodziny obowiązkowym programem uświadomienia, uzdrowienia, psychoterapii? Brzmi groźnie. Jak wiemy, nikogo nie można zmusić do psychoterapii. A szkoda. Może zapobiegłoby to zakładaniu rodzin bez koniecznej świadomości i gotowości. Świadomości czego? A chociażby tego, z czym mam problem. Od czego uciekam. Jaki mam styl przywiązania, jakich relacji szukam, z czego to wynika? Jak było między moimi rodzicami i jak to na mnie wpłynęło? Czy umiem komunikować się z innymi, czy znam swoje potrzeby, czy umiem radzić sobie z emocjami? Czy określam granice?

Ilu nieszczęśliwych związków udałoby się uniknąć? Ile dzieci nie cierpiałoby w takich rodzinach? Wiązanie się z partnerami uzależnionymi, przemocowymi – wszystko ma swoje źródło w niezaspokojeniu dziecięcych potrzeb przyszłych dorosłych. Uświadomienie i uzdrowienie tych kwestii pozwoliłoby rozprawić się z demonami swojej przeszłości przed założeniem rodziny albo uchroniłoby od założenia rodziny osoby, które zrobiłyby to nie w pełni świadomie i dojrzale, ale… by zaspokoić swoje dziecięce potrzeby. A to kiepska motywacja.

Jeszcze innym zagadnieniem jest coraz częstsze odkrywanie przez dorosłych swoich niezdiagnozowanych uwarunkowań psychicznych. Coraz więcej wokół nas dorosłych autystyków, osób z ADHD, wysoką wrażliwością. Cierpiących na przebodźcowanie, gonitwę myśli. Wyładowujących złość na dzieciach. Absolutnie nie jestem zdania, że dorośli autystyczni nie powinni mieć dzieci. To sprawa indywidualna. Ale dla tych osób relacje to istotny obszar, w których mają trudności, powinni więc być świadomi swoich uwarunkowań, zdiagnozowani i w pewni, z czym będą się w życiu rodzinnym zmagać. Być może część z tym osób nie założyłaby rodzin, mając wiedzę, której wcześniej nie mieli.

Kontrowersyjne? Być może. Piszę jednak w swoim własnym imieniu. Bardzo chciałabym móc wejść w małżeństwo i rodzinę z taką właśnie świadomością, co mnie czeka. Jakie moje potrzeby będzie mi trudno zaspokoić. O co zadbać w okresie, gdy będę odpowiadać za małe dziecko. Nie miałam tej wiedzy. I było mi ogromnie ciężko. I jest nadal.

Pozostaje też inna, bulwersująca okoliczność. Ilu z nas by się nie narodziło, gdyby w małżeństwo wchodzili tylko ludzie dojrzali i świadomi? Gdyby na świat przychodziły tylko dzieci chciane i zaplanowane? O ilu byłoby nas mniej?

Moja znajoma twierdzi, że przy mojej koncepcji obowiązkowej terapii istniałoby o połowę rodzin mniej. Być może. Wiem, że nie ma idealnych rodziców i ta ich świadomość, o której piszę, nie chroni od rodzicielskich błędów. Nie miałam jednak na myśli produkcji idealnych rodzin. Po prosto noszę w sobie tyle troski i drżenia serca o los dzieci rosnących w dysfunkcyjnych rodzinach, że uważam naprawdę za sprawę kluczową prowadzenie edukacji psychologicznej w szkołach od wczesnych lat. A edukacja seksualna mogłaby być jej ważną częścią na właściwym etapie.

Ilu byłoby nas mniej…

Taka refleksja wypadła akurat dziś, w wigilię Święta Zmarłych. W czasie, gdy w głowie mamy śmierć, stratę, przemijanie…

Czasu się nie cofnie. Jeśli tak jak ja, pochodzisz z dysfunkcyjnej rodziny, jeśli nie miałeś/łaś do tej pory dostępu do uświadomienia psychologicznego, korzystaj. Możesz coś zmienić na lepsze.

Pamiętaj: możesz.

Joanna